Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/w-kierowac.waw.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server350749/ftp/paka.php on line 5
kierownicę, zrobi cokolwiek, by przyciągnąć uwagę.

Patrzyła, jak chłopiec wbiega do środka, jak listopadowe słońce

an43
Pasowało mu i nie przyciągało uwagi.
osobiście kilku twardzieli w Meksyku, zadzwoniłem do jednego z
- Staram się podążać za każdym, kto może doprowadzić mnie do
Teraz byli już na pustyni, daleko od miejskich świateł Juarez i El
słońca, gdy ogarnęło ich cudowne uczucie ulgi, dzikiej radości życia,
Spojrzała do góry, spodziewając się ujrzeć tę znajomą,
odpowiednio nie zbliżę.
bogacił. W tym momencie Rip nie wytrzymał i odbiegł na stronę.
Byli już kiedyś w Guadalupe, mimo to Milla przekopała się
- Nie ma potrzeby - odezwał się True, patrząc to na Millę, to na
230
wreszcie samochód i powiadomiono policję. Kiedy radiowóz dogonił
noktowizory (które tak bardzo pomogły im w szczęśliwym

Wyciągnęła do nich rękę.

Usiadła na łóżku i przeciągnęła się, by rozruszać zastałe mięśnie.
Cassidy pracowała przez większość popołudnia. Przyzwyczaiła się do tego, że od kilku tygodni Chase i ona żyją obok siebie. On spędzał czas na rehabilitacji, u lekarza albo w biurze, a ona pracowała w redakcji „Timesa”. Od czasu kłótni w gabinecie starali się zachować pokój, chociaż nie było to łatwe, dzielili wspólną przeszłość, a przed nimi rysowała się mglista i niewyraźna przyszłość. Nie było czułości. Nie było delikatnych dotyków. Ani żartów. Ale tego nie było od dawna. Nie z powodu pożaru, ale dlatego, że się od siebie oddalili, poszli oddzielnymi ścieżkami i dążyli do różnych celów. Teraz byli razem, ale tylko pozornie. W domu odnosili się do siebie uprzejmie i uczyli się ufać sobie od nowa, ale cały czas panowało między nimi napięcie, które mogło wybuchnąć w każdej chwili. Przyłapała go, jak się jej przypatrywał, kiedy myślał, że ona tego nie widzi. Czuła, że wodzi za nią wzrokiem. Sprawdzał ją i przeszukiwał jej biurko, gdy nie było jej w domu. Była tego pewna. Nigdy jej nie zaufa. Ale najgorsze były noce. Wiedziała, że Chase jest na dole i pewnie nie może spać, tak samo jak i ona. Pragnie. Cierpi. Wspomina. Udaje. Przed jej rodziną. Przed światem. Przed nią. - Tak się cieszę, że starasz się coś z tym zrobić - powiedziała jej Dena któregoś ranka, kiedy do nich wpadła. - W małżeństwie zawsze pojawiają się problemy. - Chyba tak. - Nam też nie jest łatwo - przyznała. - Od kiedy Rex oznajmił, że ten Willie jest jego synem i dał mu pokój na górze w naszym domu. Wiedziałaś o tym? Dawny pokój Derricka. Mówię ci, ciarki chodzą mi po skórze, gdy jestem z nim sama w domu. - Willie nie jest groźny. - Nie? No, nie wiem. Pamiętam, że kiedy dorastałyście, zawsze się przy was kręcił, chował się w krzakach i podglądał. Bóg jeden wie, co robił, ale kilka razy go przyłapałam w rododendronach przy basenie, jak gapił się w okno Angie. Pewnie chciał ją zobaczyć w staniku i w majtkach. Boże, to obrzydliwe. - Wzdrygnęła się i sięgnęła do złotej cygarnicy po papierosa. - I pomyśleć tylko, że byli przyrodnim rodzeństwem. To... To nie do pojęcia. Wstrętne. - Wyciągnęła viceroya. - Wszyscy najwyraźniej zapomnieli, że Willie był przy obu pożarach. - Wiesz o tym? Dena zapaliła i wypuściła dym w sufit. - Na to wychodzi. Po pierwszym pożarze miał zwęglone brwi, pamiętasz? Więc musiał go widzieć. A co do drugiego... Wszyscy wiedzą, że znalazł portfel Marshalla Baldwina. Policja go nie znalazła, a on tak? To raczej mało prawdopodobne. Musiał tam być przed pożarem. - Myślisz, że to on podpalił... Willie? On jest za... za grzeczny i za łagodny. Mamo, mówisz poważnie? - Cassidy nie mogła uwierzyć. - Śmiertelnie poważnie. I nie tylko ja tak myślę. Wiele osób w tym mieście jest zdania, że Willie byłby do tego zdolny. Do podpalenia. Spójrz prawdzie w oczy, on nie ma mózgu. On... powiedzmy, że nie jest normalny. To wstyd, kochanie, ja pierwsza to przyznaję. Ten wypadek w strumyku był tragedią. Nie jestem na tyle mściwa, żeby twierdzić, że Bóg chciał dać Sunny nauczkę, ale... Wydaje się, że to coś więcej niż zbieg okoliczności, że był przy obu pożarach. Myślę, że twój ojciec wyświadczyłby przysługę rodzinie i całemu miastu, gdyby umieścił Williego w zakładzie, z ludźmi takimi jak on. Nie czułby się takim potworem. - On nie jest potworem, mamo. On jest... - Stuknięty. - Owinęła sobie sznurek pereł wokół palców. - Pomyśl o tym. Mieszkać z nim w tym samym domu? Przykro mi to mówić, ale muszę być stanowcza. To także mój dom. Postawię sprawę tak: albo on, albo ja. - Mamo... Papieros drżał w ustach Deny. Popiół spadł na podłogę. Schyliła się żeby go sprzątnąć. - Nie wiem, co innego mogę zrobić. - Wyprostowała się. W oczach lśniły łzy. - Twój ojciec zrobił się ostatnio nieobliczalny. - Uspokój się. Nie jest aż tak źle... - Jest, Cassidy - powiedziała w końcu łamiącym się głosem. Przytknęła palce do kącików oczu, żeby otrzeć łzy, nie rozmazując makijażu. - Bycie żoną Reksa Buchanana to istne piekło. Zaczynam rozumieć, dlaczego Lucretia odebrała sobie życie. 21 T. John zatrzymał samochód i strząsnął piach z buta. Przez ostatnie dwa tygodnie szukał śladów Sunny McKenzie. Coraz bardziej był przekonany, że szanse na odnalezienie Sunny są takie, jak na przejażdżkę statkiem kosmicznym, który, jak twierdził stary Pederson, wylądował na środku jego pola, spalił trawę i śmiertelnie przestraszył jego stado czarnych owiec. T. John był zdania, że Pederson wypił za dużo piwa własnej roboty. Strzyknęło mu w plecach, gdy się wyprostował. Wszedł na chodnik przy Seven Eleven. Kilkoro dzieciaków grało w barze na automatach. Jakiś chłopak usiłował zajrzeć do czasopism dla dziewcząt, zatkniętych za ladę. Kobieta z płaczącym niemowlęciem kupowała paczkę jednorazowych pieluch. Wszystko po staremu.
dziecko, to białe dziecko... Lorenzo mówił, że lekarka im pomagała.

Po rozwodzie formalnie wróciła do panieńskiego nazwiska Edge, ale

tędy droga. Pavon i jego kumple nie mieli pojęcia, że tam byłeś.
Wytarła ręcznikiem nadmiar oliwki i wciągnęła szorty. Założyła przezroczystą białą bluzkę, nie zawracając sobie głowy zapinaniem guzików. Podwinęła rękawy. Wsunęła sandałki, rozpuściła włosy i zmierzwiła je. Hebanowe loki spadły jej na oczy i policzki i niczym kaskada spłynęły do połowy pleców. Kończył jej się repertuar wymówek, którymi usprawiedliwiała to, że kręci się przy stajniach. Jeżeli zjawi się tam bez powodu, będzie to grubymi nićmi szyte. Nie mogła pokazać, że jest zrozpaczona. Chciała dać Brigowi do zrozumienia, że jest nim zainteresowana. Zagadnęła go już o lekcje jazdy konnej. Mogła go poprosić, żeby ją zabrał do miasta albo żeby sprawdził, co jej stuka w samochodzie, albo pojechał z nią na przejażdżkę konną... Nigdy nie musiała zadawać sobie tyle trudu, żeby zwrócić na siebie uwagę mężczyzny. Na ogół było na odwrót. Ale Brig był inny niż wszyscy mężczyźni z Prosperity. A nawet z Portland. Chociaż całe cztery lata spędziła w internacie katolickiej szkoły dla dziewcząt imienia świętej Teresy, miała wiele sposobności, żeby spotykać się z chłopcami od jezuitów i z uczniami Głównej Szkoły Katolickiej, jak też ze studentami z Uniwersytetu Stanowego w Portland, który znajdował się o kilka przecznic od murowanego internatu szkoły dla dziewcząt. Zatrzymała się przed drzwiami stajni, pociągnęła wargi szminką i weszła do środka. Zmarszczyła nos, bo śmierdziało moczem i łajnem. - Brig? - zawołała. - Brig? Jesteś tu? Usłyszała tylko ciche parskanie, rżenie i szelest kopyt w sianie. Kątem oka zobaczyła, że coś się porusza. Przestraszona odwróciła się i zobaczyła, że przy worku z owsem stoi Willie. Trzymał w rękach uprząż i wpatrywał się w nią zamglonymi niebieskimi oczami. - Jezu, Willie, śmiertelnie mnie przeraziłeś. Oblizał nerwowo wargi. - Przepraszam. - Wiesz, gdzie jest Brig? Zmarszczył brwi w skupieniu. Angie miała ochotę nim potrząsnąć. Czasami robił się głuchy jak pień. Jąkał się i nie chciał odpowiadać na pytania. Wyglądał na zażenowanego. A czasem sprawiał wrażenie sprytniejszego i bardziej rozgarniętego niż wielu parobków. Angie zastanawiała się, czy naprawdę jest głupi. Wyglądało na to, że wykorzystuje swoje upośledzenie, jak mu wygodnie. Ale to chyba niemożliwe. - Mac jest z krowami. - Nie obchodzi mnie Mac. Pytałam o Briga. Willie zagryzł wargi i odwrócił wzrok. Miał lekko kręcone ciemnobrązowe włosy, które były matowe i potargane. Jego oczy miały nieokreśloną barwę, między szarością i błękitem. - Brig pracuje. - To wiem. - Nie chce, żeby mu przeszkadzać. - Dobrze, Willie. - Angie westchnęła w duchu i przysunęła się o krok do chłopaka. - Muszę się z nim zobaczyć - powiedziała miękkim, przymilnym głosem. - Po co? Cholera, ten wielki kretyn był irytujący. Ale można się z niego chwilę ponatrząsać. Położyła ręce na biodrach, podkreślając szczupłą talię. Wypięła piersi. Willie żywo zareagował. Spojrzał na zagłębienie między piersiami dziewczyny, a potem skierował wzrok na krokwie, żeby się na nią nie gapić. Podeszła do niego powoli. - Daj spokój, Willie - wyszczebiotała. - Mam mało czasu. Więc gdzie jest Brig? - dotknęła rękawa jego brudnej koszuli. Williemu krew pulsowała w skroniach. Nagle w stajni zrobiło się ciasno i duszno. Chłopak spojrzał Angie głęboko w oczy. Przebiegł ją dreszcz strachu i oczekiwania, bo Willie nie starał się ukryć pożądania. Zastanawiała się, czy tym razem nie posunęła się za daleko. W końcu był mężczyzną. Sądząc po ciemnym zaroście, szerokich ramionach i kędzierzawych włosach wystających spod koszuli, był młodym, fizycznie silnym i zdrowym mężczyzną. - A co chcesz? - spytał chrapliwym szeptem, tak cichym, że serce Angie zaczęło łomotać. Chłopakowi świeciły się oczy. Odkaszlnęła i cofnęła się o krok, bojąc się, że jej uwodzicielskie zachowanie może wywołać zwierzęcą reakcję. Nagle dotarło do niej, że biedny, głupi Willie mógłby jej pomóc. Ale te myśli były niebezpieczne. - Po prostu muszę z nim porozmawiać. - To go znajdź. - Willie odsunął się od niej, oddychając nierówno. Zacisnął palce na uprzęży, którą miał naprawić. Wyszedł tak szybko, że prawie potknął się o grabie. Był przerażony nie mniej niż dziewczyna. - Cholera - mruknęła Angie, gdy poszedł. Pot wystąpił jej na czoło i trzęsły jej się ręce. Willie nie był tak niewinny, na jakiego wyglądał. Angie przypomniała sobie, jak Felicity zdjęła przy basenie koszulkę i pokazała Williemu piersi. Popatrzył sobie. Pewnie poszedł potem w krzaki, zamknął oczy, przypomni sobie białą skórę Felicity i jej wielkie cycki i się spuścił. A może myślał wtedy o niej?
Przytrzymał jej drzwi i wpuścił do wewnętrznego korytarza, z

- Mamo! - zawołał radośnie chłopiec. - Zaczepiłem! Kobieta

„nie" i bezboleśnie zakończyć sprawę. Zamiast tego, nie mogąc
an43
pożądaniem, bez dwóch zdań.